Wszyscy po kolei wchodzili na
wysok▒ platformΩ i stali. Mistrz Areny sam ich nam przedstawia│.
DziΩki temu wiedzia│em z kim mam walczyµ. WiΩkszo╢µ z przeciwnik≤w
to stwory z innych wymiar≤w lub jeszcze z czego╢ innnego. Osoby
wychodzi│y wed│ug ich miejsca, pierwszy by│ niejaki Gore,
cz│ekokszta│tny stw≤r. Drugi by│ oczywi╢cie ten Anarki! Trzecia
by│a Lucy, t│usta panienka, nie powiem. Ja zajmowa│em r≤wno
dziesi▒te miejsce. Musia│em daµ z siebie wszystko! Przysz│a kolej
na mnie... wyst▒pi│em nie╢mia│o na ╢rodek platformy, a Mistrz
przedstawi│ mnie. Moim zdaniem stroi│ mi niez│e komplementy.
Mistrz Areny by│ cz│owiekiem, albo tak wygl▒da│, wygl▒da│ jak
chi±ski mnich: │ysy, skromnie ubrany. Jedyna rzecz kt≤ra go
wyr≤znia│a to dziwne co╢ wystaj▒ce z chyba plec≤w.
NaprawdΩ...trudno to opisaµ.
Mimo wszystko walka siΩ zaczΩ│a! Pojawi│em siΩ na arenie, szybko
rozejrza│em. By│em w jakim╢ zamku, ko╢ciele lub czym╢ w tym
rodzaju. Nie czeka│em d│ugo i zacz▒│em poszukiwania dobrej spluwy.
Znalaz│em co╢ ciΩ┐kiego, nowoczesnego. Na spotkanie wybieg│ mi
Anarki. Wycelowa│em i wystrzeli│em. To co zobaczy│em przedstawia│o
potΩgΩ tej wrΩcz zaj**** broni - railgun! W stronΩ Anarkiego
polecia│ pocisk zostawiaj▒cy niebiesk▒ smugΩ. Strza│ by│ celny, a
po przeciwniku nie by│o ╢ladu. Z u╢miechem na twarzy ruszy│em
dalej. Arena musia│a byµ ogromna, bo rzadko napotyka│em wiΩksze
grupy oponent≤w. Uda│o mi siΩ powaliµ Lucy, nawet dwa razy.
Chcia│em znale╝µ Gorea, lidera turnieju. Biega│em jak szalony,
┐eby zabiµ kolejn▒ ofiarΩ.
Wybieg│em na podwy┐szenie, sk▒d widzia│em g│≤wne pomieszczenie
Areny. Tam w│a╢nie walczy│a wiΩkszo╢µ zawodnik≤w. W chwilΩ p≤╝niej
chwyci│em le┐▒c▒ obok rakietnicΩ i zaszala│em. Nikt mnie nie
zauwa┐y│, a ja strzela│em potΩ┐nymi rakietami w ╢rodek sali. Nic
co dobre nie trwa wiecznie... z chaosu jaki panowa│ na dole
polecia│a b│Ωkitna smuga, kt≤ra by│a wymierzona do mnie. Nawet nie
wiedzia│em kiedy pojawi│em siΩ gdzie indziej z karabinem
maszynowym. WiΩc kto╢ mnie zauwa┐y│. C≤┐ to jeszcze nie koniec!
Tym razem znalaz│em strzelbΩ. Zn≤w pod lufΩ w│adowa│a mi siΩ Lucy
i zn≤w nie mia│a szans. Biegaj▒c po ciasnej Arenie spotka│a mnie
mi│a niespodzianka. W│a╢nie ustrzeli│em Gorea, kt≤rego spotka│em w
ciemnym zau│ku, kiedy tu┐ za mn▒ rozleg│ siΩ huk. Obejrza│em siΩ,
tu┐ za mn▒ le┐a│ gostek trzymaj▒cy jeszcze railguna w rΩce. Obok
niego sta│a Mayor. Zrozumia│em wszystko, gostek podszed│ mnie od
ty│u i chcia│ chamsko ukatrupiµ. Kochana Mayor mu w tym
preszkodzi│a. ,,DziΩkujΩ" powiedzia│em jak najserdeczniej. Mayor
u╢miechnΩ│a siΩ i pobieg│a aby kontynowaµ potyczkΩ.
Walka trwa. Railgun okaza│ siΩ bardzo popularn▒ na tej Arenie
broni▒. Kolejny raz jednak przyczyni│ siΩ do mojej ╢mierci. Z
ciemnego zau│ka wybieg│ cyborg, kt≤rego spotka│em zesz│ej nocy, i
z zaskoczenia wystrzeli│ z railguna w moim kierunku. Ponownie
zacz▒│em z machine gunem w rΩce. Cyborga nie spotka│em ju┐ na
Arenie, a szkoda! To co siΩ dzia│o na Arenie by│o rze╝ni▒. Za
ka┐dym razem kiedy zbli┐y│em siΩ do g│≤wnej sali, s│ysza│em jΩki,
wybuchy, ╢miechy Anarkiego. WszΩdzie poznam ten g│upawy rechot.
Nie wytrzyma│em i wlaz│em do sali, aby uciszyµ Anarkiego! By│
szybki, nie da│o siΩ ukryµ, ale nie umknie mojemu wzrokowi.
Niestety moj▒ pogo± przerwa│ jaki╢ facet bez broni tylko z... z
czym╢ zamontowanym na rΩce, przypomina│o pi│Ω. Podbieg│ do mnie i
wbi│ ostrza w moj▒ klatkΩ piersiow▒. Takiego b≤lu nie
do╢wiadczy│em nigdy! Nawet teraz kiedy to wspominam czujΩ to
cierpienie. Uh... niewa┐ne... Na zawsze zapamiΩtam t▒ facjatΩ,
kt≤ra zada│a mi taki b≤l i jak tylko nawinie siΩ okazja wynagrodzΩ
mu to jeszcze wiΩkszym cierpieniem. |